piątek, 6 października 2017

O czym powinna pamiętać ciężarna?

Piszę ten post w dniu terminu porodu, aby pozostał tu, ku pamięci. Póki co jestem w tych tematach na bieżąco, ale kto wie, co się z tą wiedzą bezcenną stanie do czasu kolejnej ciąży?

Jest wiele spraw spędzających sen z powiek ciężarnej kobiecie, która niby nie powinna się stresować, a jednak się stresuje. Czy taki ból jest normalny? Co można brać na kaszel? Czy już wykręcać nr do lekarza? Czy może jednak po prostu iść się przespać?

Tak więc wypiszę tu sobie, a także dla innych panikujących i poszukujących informacji osób, kilka przydatnych punktów. Pamiętajcie jednak, że każda ciąża jest inna i w razie jakichkolwiek wątpliwości konsultujcie się ze swoim lekarzem prowadzącym. Nie z mądrościami z internetu. Bo, jak to mówi moja ginekolog, najlepiej jest, zamiast się nakręcać "Wyłączyć internet i iść na spacer".


Z czego zrezygnować, będąc w ciąży?
- ze sportów urazowych. To znaczy: nie jeździmy konno, na nartach ani snowboardzie, nie uprawiamy wspinaczki ani innych sportów, w trakcie których można upaść, czymś oberwać, mieć wypadek itp. Czyli w zasadzie pozostają nam spacery i pływanie ;)
- z gorących kąpieli i z sauny!!! Tylko umiarkowana temperatura wody, bo można zasłabnąć.
- z jedzenia surowego mięsa i jajek oraz niepasteryzowanych produktów mlecznych. Żegnaj, tatarze!
- także z wędzonych i pleśniowych serów (i chyba wędlin też). I z wędzonych ryb. Mogą zawierać bakterie niebezpieczne dla płodu.
- oczywiście z alkoholu i papierosów. Na imprezach popijamy dodający otuchy soczek!
- ze słodkich napojów gazowanych. Nic tam nie ma zdrowego, a łatwo z nimi przesadzić.
- z mięsa o niepewnym pochodzeniu. A zwłaszcza z tego, o pewnym: eliminujemy drób z wielkich ferm i ryby hodowlane. Więcej w tym chemii i antybiotyków, niż składników odżywczych.
- z nadmiaru witaminy A (też szkodliwe dla płodu). Czyli, np z wątróbki.
- z nadmiaru kawy! Jedna kawa dziennie jest OK. Poza tym warto pić kawę zbożową.
- z przyjmowania leków. Ani jednego leku bez konsultacji z lekarzem! Czyli, najprościej rzecz ujmując, najlepiej zrezygnować z chorowania.

W takim razie, co jeść, będąc w ciąży?
- zdrowo się odżywiać, wg najpopularniejszych zaleceń: 5 posiłków dziennie (mniej a częściej).
- warzywa i owoce 5 porcji dziennie (wiem, trudno temu sprostać, ale warto przynajmniej się starać).
- ryby, zwłaszcza morskie, 2 razy w tygodniu
- produkty mleczne, zbożowe, kasze (bo potrzebujemy tych wszystkich cennych składników, a więc dieta ma być zróżnicowana)
- mięso bogate w żelazo, np wołowina, zwłaszcza, jeśli mamy anemię ciążową. Z mięsa łatwiej się przyswaja żelazo, niż np ze szpinaku. W razie anemii warto się też wspomóc np natką pietruszki.
- witaminę C, bo pomaga w przyswajaniu żelaza. Najlepiej taką naturalną z owoców. Oprócz tych oczywistych, sporo jej też podobno w kiwi.
- pić dużo wody.

Czym się leczyć w ciąży?
- tym, co zaleci lekarz i zaaprobuje lekarz prowadzący ;)
- przyjmować suplementy witaminowe zgodnie z zaleceniami lekarza, na początku będzie to kwas foliowy, potem "preparat witaminowy pięcioskładnikowy".
- na przeziębienie - lipne leczenie! Czyli herbatka z lipy. No i ziołowe inhalacje też, czemu nie.
- zamiast kropli do nosa, hipertoniczna woda morska
- na gardło bezpieczny Tantum Verde
- miód, cebula, czosnek i leżenie w łóżku ;)
- na wszelkie niepokojące bóle brzucha No-SPA. Lepiej ją wziąć, niż nie wziąć.
- na infekcje intymne też lekarz coś poleci, na delikatne upławy pewnie coś w stylu Lactovaginal, na mocniejsze przepisze lek na receptę.

Co może boleć w ciąży, a nie powinno się od tego od razu zwariować:
- w pierwszym trymestrze normalne są:
-- bóle i tkliwość piersi
-- kłucia w podbrzuszu - związane z rozciąganiem się macicy
-- bóle brzucha jak na okres (ale bez przesady)
-- drobne kłucia w pochwie i wargach sromowych - podobno te nie są związane z rozrostem macicy, tylko to jakoś ciągnie od kręgosłupa czy coś. Gin twierdziła, że kompletnie inne nerwy za to odpowiadają.
-- bóle brzucha spowodowane aktywnością jelit, łatwe do pomylenia z bólami w okolicach macicy.
- na wszystko to powyżej, w razie stresu brać No-SPĘ. Jeśli po No-SPIE nie przechodzi, albo w ogóle się nasila i niepokoi, to iść to zbadać do ginekologa albo na Izbę Przyjęć.
- w drugim trymestrze kręgosłup i generalnie plecy.
- w trzecim trymestrze:
-- bóle krzyża
-- miednica
-- pachwiny
- to powyżej boli, jak się rozszerza i przygotowuje do porodu.
-- ewentualnie ból pod pachą z powodu przytkanego kanalika mlecznego. Jeśli przechodzi po około 2 dniach, albo po masażu / ciepłych okładach, to jest ok. Jak nie, to konsultacja z lekarzem.

Ogólnie wszystkie niepokojące objawy i tak konsultujemy z lekarzem. Powstrzymujemy się od paniki, jeśli wiemy, że z naszą szyjką macicy jest wszystko w porządku na kolejnych badaniach. Ale jeśli nie, to nie lekceważymy żadnych objawów!!!

Oznaki zbliżającego się porodu:
- opuszczenie brzucha
- wspomniane bóle krzyża, pachwin i miednicy / spojenia łonowego.
- skurcze przepowiadające (to magiczne słowo, które nie wiadomo, z czym się je, dopóki się tego nie doświadczy). To takie jakby napięcie a potem rozluźnianie całego brzucha. Ileś razy dziennie, w różnych momentach, nawet w nocy, nieregularne.

Sposoby na przyspieszenie porodu (jak mamy już donoszoną ciążę, w terminie, a Maleństwu się nie spieszy. Nie powiedziane, że cokolwiek pomogą, ale nie zaszkodzą, a nas uspokoją):
- "dużo seksu" - cytuję lekarza. Chodzi tu zwłaszcza o spermę, czyli bez żadnych gumek!
- masaż i pieszczenie sutków
- spacery i w ogóle dużo chodzenia, także po schodach
- napary z liści malin - pite codziennie, raz ponoć nic nie da. Zresztą w ogóle jak dla mnie, to bardziej placebo, ale dobre i to jak się już dostaje nerwów ;)


Pieluchy Wielorazowe

To istotna rzecz, związana z wyprawką, o której chciałam napisać. Do porodu zostało mało czasu, a ja się relaksuję, spokojna, bo większość rzeczy dla dziecka już mam. Przynajmniej tych na start. Mam też pakiet pieluch wielorazowych. Co to znaczy? W praktyce znaczy to tyle, że nie będę ganiać do sklepu po pampersy.

O pieluchach wielorazowych jest już wystarczająco wiele blogów, opisujących, co to jest, z czym to się je, jakie są ich rodzaje, czym się różnią, jak je prać itp. Nie będę się więc teraz nad tym rozwodzić, jak ktoś chce do tej wiedzy dotrzeć, to dotrze. Np tutaj.

Tak w skrócie, dla przerażonych osób kompletnie niezorientowanych (z tego, co dotychczas wyczytałam):
- Nowoczesne pieluchy wielorazowe to nie tetra i ceratka, tylko eleganckie estetyczne majteczki z wkładkami na kształt podpaski z materiału. Zakłada się to jak pampers a potem się pierze. Tetry oczywiście też można w tych majteczkach używać, jeżeli się chce. 
- Tych pieluch się nie gotuje ani nie prasuje. To im tylko zaszkodzi.
- Długotrwałe moczenie w śmierdzącej wodzie to też mit. Tak można sobie w domu tylko rozpocząć hodowlę bakterii. Nie. Tak się nie robi.
- Więc co? W teorii cały problem z ich użytkowaniem, to przechowywanie w wiaderku, zeskrobanie "dwójki" i pranie w temperaturach 30-60 stopni z użyciem specjalnego odkażacza. No i suszenie, jak zwykłych ubrań. To tyle.
- Są tak ładne, że niektóre matki wpadają w szał kolekcjonerstwa i kupują dużo za dużo, "bo nowy ładny wzór się pojawił!" Słyszał ktoś o takiej miłości do pampersów?
- Mitem jest także, że tanie pieluszki chińskiej produkcji w rozmiarze uniwersalnym (takie tam z Allegro czy Aliexpress) wystarczą na cały okres użytkowania pieluch, od urodzenia do nauki korzystania z nocnika. Owszem, rozmiar uniwersalny oznacza, że łączy w sobie kilka rozmiarów, np. M-L, albo M-XL, czy S-L, ale noworodek potrzebuje osobnej, specyficznej wyprawki. Bo noworodek to rozmiar XS-S. Czyli w żargonie pieluchowym NB od "newborn".

Tak więc zdecydowałam się zaryzykować, postawiłam wszystko na jedną kartę i skompletowałam sobie pieluchową wyprawkę za kilkaset złotych. Prawdopodobnie czegoś mi jeszcze brakuje i coś będę dokupować później. Szaleństwo? Podobno i tak ma szansę wyjść taniej, niż pampersy. Ale w zasadzie na takie pieluchy ludzie nie decydują się z oszczędności, albo nie tylko dlatego. 

Rozwiewając ostatni mit: czy to jest tańsze niż pieluchy jednorazowe? I tak i nie. Ma taką szansę, ba, ma szansę być o wiele tańsze, ale to zależy tylko od nas. Przy odpowiedniej samokontroli zakupowej możemy finansowo wyjść znacząco na plus. Ale to jak ze wszystkim: na pieluchy wydamy tyle, ile chcemy i możemy wydać. No bo co, jeśli nasza ulubiona firma wypuści nową kolekcję? Ale jeśli przewidujemy pieluchowanie w ten sposób kilkorga dzieci, prawdopodobnie zaoszczędzimy fortunę, nawet przy lekkim szaleństwie kolekcjonerskim.

No to czemu chcę tego spróbować? Bo wydaję się fajne z kilku powodów. Po pierwsze jest zdrowsze. Nie odparza tak pupy, jest bardziej naturalne i bez chemii. Nie ląduje na wysypisku śmieci. Jest to bardziej tradycyjne rozwiązanie, a nie wymysł XX wieku, który niekoniecznie dobrze odbije się na zdrowiu przyszłych pokoleń. Bo daje się prztyczka w nos wielkim korporacjom i można kupić rodzimy produkt u dobrych, małych, polskich producentów. No i można na jednym zestawie obsłużyć kilkoro dzieci, jeśli mamy pieluchy odpowiednio dobrej jakości. 

Jednym słowem to pomysł na tyle dziwny i szalony, że po prostu muszę go spróbować!

A teraz już całkiem do rzeczy: co właściwie kupiłam?
Będę pisać kolejne posty, jak już zrewiduję te swoje optymistyczne założenia w praktyce. Na razie jednak poczyniłam kilka założeń i w oparciu o nie kupiłam to i owo.

Otulacze i kieszonka, rozmiar "newborn"


Za radą internetowych blogowych mądrości postanowiłam wypróbować różnych produktów różnych firm, żeby mieć porównanie i rozeznanie, co się u mnie sprawdza. Na zestaw testowy wybrałam wyprawkę noworodkową, w oparciu o swoje wnioski będę kompletować tę większą, czyli OS ("one size"). Tak na prawdę pół wyprawki OS już mam, bo tak mi się opłacało kompletować zamówienia, żeby oprócz czegoś dla noworodka wziąć przy okazji coś większego na jedną przesyłkę. 

Wyprawka noworodkowa to dodatkowe pieniądze, ale ponoć warto, bo nic tak dobrze na noworodka nie pasuje, jak ten właśnie rozmiar. Także poszalałam. Poczytałam sobie o systemach pieluch i zdecydowałam się na otulacze + tetrę i wkłady. Tetra się podobno opłaca szczególnie przy noworodku, no i jest tania. Ale tetra terze nierówna, czyli to, co w większości sklepów typu Pepco jest w sprzedaży za 2 zł jako "pieluszka tetrowa" służy do wycierania dziecku buzi, a nie na pupę. Do pupy trzeba większej gramatury materiału i wtedy to działa.

Zdecydowałam się też na pieluszki polskie. Był to jakiś taki klucz przy wyborze zakupowym.

Jednym słowem, w obrębie wyprawki noworodkowej opartej na systemie otulaczy, postanowiłam spróbować wszystkiego: 
- postawiłam na pieluchy nowe, ale kupiłam też kilka używanych z popularnego na FB bazarku, skoro tak go sobie ludzie chwalą
- chciałam wspierać te 100% polskie, ale, że to jednak kosztuje, kupiłam też "polskie chinki", żeby zaoszczędzić na kolejne zakupy u małych polskich producentów. No i żeby wiedzieć, czy te "chinki", czyli wyroby "made in China" są faktycznie gorsze od rodzimych. Mimo to, chinki kupiłam u polskiej firmy, czyli polskiego producenta sprzedającego pod polską marką, ale zlecającego produkcję w Chinach.
- kupić coś większej firmy z wyrobioną opinią i od mniejszej, nazwijmy to "szyjącej mamy" na zamówienie
- kupiłam sporo dobrej jakościowo, polskiej bawełnianej tetry w gramaturze 140, ale chciałam wypróbować też wkłady. Różne. Preferowałam naturalne, ale mam też jakieś z mikrofibrą. Mam też zastęp polecanych na forach ręczniczków z Ikei i kilka formowanek.
- zdecydowałam się (przynajmniej dla noworodka) na otulacze z PUL-u, ale kupiłam też 2 wełniane.
- niby kompletowałam otulacze, ale kupiłam też jedną kieszonkę na spróbowanie, żeby wiedzieć, co tracę ;)
- większość rzeczy kupiłam, ale spróbowałam też własnych sił w szyciu pieluch. Dla noworodka uszyłam dwie formowanki. Na rozmiar OS natomiast otulacz wełniany. Teraz już umiem je szyć, więc jak mi czegoś zabraknie, zawsze mogę doszyć.
- zaopatrzyłam się zarówno we wkładki "sucha pupa" (z polaru i coolmaxu, kupne i zrobione z kocyka) jak i bibułki jednorazowe

To formowanki. Te dwie niebieskie sama szyłam ;)

Tak więc generalnie wybrałam otulacze z PUL-u, przy wsparciu wełniaczków i zestaw wkładów i tetry różnego rodzaju i w różnych rozmiarach. W gruncie rzeczy postawiłam na nowe produkty polskie, ale testuję też jeden prefold XKKO (chyba czeski), jedną polską markę produkującą w Chinach, no i kilka rzeczy używanych, a także mój własny hand-made. Co mi to da? Czas pokaże. Z pewnością rzeczy z bazarku i te "chińskie" są tańsze. A te zrobione przeze mnie to już w ogóle rewelacja dla portfela, tyle, że jestem początkująca w temacie i coś mogłam zrobić nie tak. No i do tego produkty z Ikei, o których sama IKEA nie wie, że ludzie polecają sobie jej wyroby do używania właśnie w tym celu...

Mój zestaw startowy "newborn" to:
- 4 otulacze PUL - 2 firmy Kokosi i 2 Pupus
- 1 kieszonka Pupus z bazarku
- 2 otulacze wełniane - 1 nowy na zamówienie od Agisowo, 1 Puppi z bazarku
- wkłady bambusowe Kokosi: 2 składane "ręczniczkowe" i jeden wkład mały
- wkłady Pupus: 2 bambusowe z mikropolarkiem
- wkład Mommy Mouse z burtami
- 2 prefoldy tetrowe Katal
- 1 prefold bawełniany XKKO
- paczka ręczniczków KRÄMA, kolorowe ręczniczki HÄREN, oraz jakieś 2 NÄCKTEN z Ikei
- tetra Katal w rozmiarze 50x50 3 sztuki, 60x60 kilka sztuk i coś 60x80
- tetra "Polska tetra" ze sklepu Pupus w rozmiarze 60x80
- flanelowa pieluszka 60x60
- formowanka welurowa z 1 wkładem od Agisowo
- formowanka bambusowa Pupus
- 2 formowanki flanelowo-ręcznikowe szyte przeze mnie
- 1 formowanka - kieszonka noname z bazarku i 1 noname otrzymana w prezencie
- 2 wkładki "sucha pupa" z polarku Pupus, 1 z coolmaxu Kokosi, oraz jak na razie 7 z kocyka VITMOSSA z Ikei (reszta koca poszła na małe kocyki dziecięce)
- no i klamerka Snappi ;) Jedna, zielona.

Czy to wystarczy? Czekam na wielki beta-test ;) Zaczyna mnie przerażać, co będzie, jak Maleństwo "skasuje" wszystkie otulacze jednego dnia. Ale staram się nie wpadać w panikę i nie kupować teraz już nic. Dopiero, jeśli w praktyce się okaże, że mam za mało. Zawsze mogę też coś doszyć.


A to przegląd wkładów chłonnych. Nie robiłam zdjęć tetry, flaneli i wkładu z burtami, za to są tutaj "boostery" z wkładów rozmiaru M/S Mommy Mouse, bo zamierzam się nimi posiłkować.

Robiłam już wstępne pranie, aby pieluchy nabrały chłonności, większość jest wyprana 2 razy. Jako, że nadchodzi jesień i wilgotność powietrza jest spora, część rzeczy schła mi długo. Ale samo pranie i rozwieszanie to fajna zabawa. Zwłaszcza czystych, ładnych rzeczy :p

Zalanolinowałam też moje wełniaki. Tak, przeszłam pierwsze pranie ręczne tych pieluch i zrobiłam moją pierwszą w życiu domową kurację lanolinową. I co? Da się przeżyć. Nie taki diabeł straszny. A więc ma działać. Podobno.

W szyciu pieluch najbardziej irytuje mnie wszywanie gumek, ale to głównie dlatego, że akurat moja maszyna się przy tej czynności buntuje. Może kiedyś opanuję lepszą metodę, lub zmienię maszynę ;) Póki co jakoś to idzie. Natomiast uwielbiam nabijać napy. To świetna zabawa!