Pisałam już o tym, co sobie kupiłam w ciąży. Czas napisać o tym, co kupiłam dla dziecka i co się naprawdę przydało. To popularny temat na blogach parentingowych. Ilu ludzi, tyle opinii.
Dlaczego tak jest? Przede wszystkim, moje zdanie jest takie:
DZIECKO KOSZTUJE TYLE, ILE RODZIC CHCE I MOŻE NA NIE WYDAĆ.
Dokładnie tak. Jak ktoś zarabia nienajgorzej, ale jego filozofią życiową jest oszczędzanie, wyda mało. Jak kogoś nie stać, wiele rzeczy dostanie lub kupi używane i po taniości. A jak kogoś stać i uwielbia kupować nowinki, gażdżety i wydania kolekcjonerskie, to jego wyprawka też taka będzie: pełna rozmaitości bez ograniczeń. artykuły dla dzieci to bardzo szeroki rynek. Tu nie ma górnych limitów cenowych.
Zatem co ja kupiłam?
Podobnie, jak w przypadku opisywanej już przeze mnie wyprawki pieluchowej, kupowałam zarówno rzeczy nowe, jak i używane. Rozłożyłam sobie wydatki na kolejne miesiące ciąży, żeby nie wszystko kupować na raz.
- wózek. Za radą przyjaciółki kupiłam używany. Wózki są drogie i mało się zużywają i można na nich bezpiecznie zaoszczędzić. Kupiłam model 2w1, czyli gondolę ze spacerówką. Fotelik samochodowy osobno, bo chodzi o bezpieczeństwo. Wózek kupiłam taki, jaki wpadł mi w oko w sklepie. Tutek Grander Play Linen. Jest taki ładny! Kolorystyka uniwersalna, a więc dobry i dla chłopca i dla dziewczynki. W sklepie wydawało się, że wszystko miękko chodzi, pompowane, duże koła, pojemny schowek i torba, wszystko się składa, gondola i spacerówka montowane systemem "one click" w obie strony. Produkt polski. Bajka. Oczywiście wózki 2w1 mają swoich przeciwników. Że wielkie, toporne, ciężkie. No i to częściowo prawda, ale cenowo wypadają nieźle, a używane już w ogóle tanio.
Jak się sprawdził?
Wzór, na którym mi zależało nie jest bardzo popularny i dosyć długo polowałam na niego na wszystkich popularnyh serwisach sprzedażowych, ale wreszcie złowiłam w satysfakcjonującej cenie na OLX. Przyszedł w dobrym stanie, z zapasowym kołem i innymi akcesoriami. Dokupiliśmy tylko folię przeciwdeszczową, bo nie było, a jednak na jesieni i w zimie się przydaje i dętki do przednich kół, żeby było łatwiej pompować. Wszystkie materiałowe odpinane części gondoli przeprałam ręcznie, żeby noworodek miał czyste. Uwaga: długo schną.
Jeździmy nim na spacery codziennie. Zniechęcić nas może tylko wyjątkowo zła pogoda. Nasza ulica jest brukowana kocimi łbami, z nierównym poboczem. Przechodzimy kładką pieszą przy moście, potem chodzimy alejką na wale nad kanałem i robimy rundkę po parku. Pokonujemy różnice poziomów, mostki, nierówne chodniki. Byliśmy już też na spacerach w lesie i na plaży.
Wózek dobrze się sprawdza, gondola jest pojemna, dziecku chyba wygodnie. Koła dobrze się toczą po rozmaitym terenie, można przednie koła nastawić tak, aby były skrętne lub nie. Jest to bardzo wygodne. Gondolę faktycznie wypina się z kół jednym kliknięciem, co też bardzo się przydaje. Na piesze wędrówki wózek jest świetny. Jednak zajmuje dużo miejsca i ledwie mieści się w bagażniku samochodu. Częste wożenie go byłoby więc uciążliwe. Jak gdzieś jadę z dzieckiem, zabieram je w foteliku samochodowym. Do tego nieco topornie się go buja, resory amortyzują wstrząsy, ale możliwości bujania dziecka są ograniczone.
Ogólnie z wózka jestem zadowolona. Nie wydałam na niego majątku, służy dobrze, spacerówki jeszcze nie próbowałam.
- Łóżeczko. Tu kupiłam nowe. I to takie, jakie zawsze mi się podobało: Łóżeczko Hemnes z Ikea. Jest po prostu śliczne. I niedrogie, to trzeba przyznać. Jego jedyną wadą jest brak możliwości obniżenia ścianki bocznej. Droższe modele miały ten bajer, ale nie miały tych detali wyglądu, które urzekły mnie już dawno. Łóżeczko musiało być to i koniec. Dokupiłam do niego materac piankowy i prześcieradła w tym samym sklepie. Żadnych ochraniaczy na szczebelki, bo podobno niebezpieczne dla dziecka. Zamiast kołderki śpiworek niemowlęcy i kocyk. Śpiworek też z ikea, kocyk fajnej firmy w... lumpku, za 4 zł.
- Przewijak / komoda. Też nowe i też Ikea. Strasznie spodobał mi się ten mebel. Komoda z 2 szufladami i rozkładanym blatem do przewijania Sundvik. Ubranka dziecka wysypywały się z mojej szafy i potrzebowałam na nie miejsca. Mebel nie jest z tych najtańszych, ale kupiłam go i nie żałuję. Do niego dokupiłam nadmuchiwany przewijak z Ikea, bo blat na tyle dobrze usztywnia "stację roboczą", że nie potrzebowałam droższych modeli przewijaka ani pokrowców. Mebel i przewijak sprawdzają się świetnie. Komoda jest wygodna z blatem na dobrej wysokości do działania, a dmuchany przewijak miękki i w razie zabrudzenia można go łatwo zmyć. Zamiast pokrowca kładziemy na niego pieluszkę tetrową. Całość wzbogaciłam zestawem pojemniczków Onsklig na akcesoria z Ikea, które pozawieszałam po bokach, żeby zwiększyć ilość miejsca na szpargały do pielęgnacji. Jedna szuflada komody jest na ubranka, druga na pieluchy, a na półce są pudełka z czapeczkami, skarpetkami i dziecięcą bielizną pościelową.
Co jeszcze?
- fotelik samochodowy. Koniecznie nowy, bo tego podobno wymagają względy bezpieczeństwa. Kupiłam Maxi Cosi Citi na Allegro. Jest mały, ładny, z atestami i niedrogi.
- wanienka. Nowa, z Ikea, wg "M jak Mama" najtańsza na rynku. No i ładna. Ma antypoślizgowe szlaczki z silikonu i można ją zawiesić na ścianie, co bardzo doceniamy, bo mamy małą łazienkę.
- ubranka. Tu jest misz-masz. Trochę kupiłam nowych, trochę używanych, a trochę dostałam. Na początku miałam tylko to, co kupiłam, poza jedną paczką od przyjaciółki, ale tam były głównie większe rozmiary, więc z tych początkowych rozmiarów miałam tylko to, co sama kupiłam. A obłowiłam się w Lidlu (mają fajne ubranka z bawełny organicznej i ich rozmiarówka jest nieco większa, w body idealnie się mieszczą pieluchy wielorazowe), na Allegro (można tanio kupić fajne ubranka małych polskich firm i wspierać rodzime biznesy), w Akpol Baby (fajny sklep z szerokim asortymentem i dużym wyborem polskich produktów). Kupiłam też coś w Pepco, bo tanio i kusi, oraz w Smyku, ale mają tam ogólnie mały wybór i drogo. Upolowałam też niejedno w szmateksie. Nie mam oporów przed używanymi ubrankami: są niezniszczone i już wyprane ze szkodliwych barwników itp. Do tego ja je i tak piorę i to nawet w odkażaczu do pieluch. Coś też sama uszyłam. A potem posypały się prezenty, zarówno nowe ubranka, jak i dary używanych "w spadku", tak więc teraz już nic nie muszę kupować. No chyba, że coś mi bardzo w oko wpadnie.
Jakie ubranka uważam za praktyczne:
- body rozpinane - najlepsze dla noworodka, bo najłatwiej je założyć. Po prostu hit, szkoda, że tak mało jest w sprzedaży!
- pajacyki - genialne ubranko na każdą okazję. Zakłada się jedną rzecz i dziecko całe ubrane. Bardzo praktyczne. Ale muszą być całe rozpinane i najlepiej z przodu. Żadnych zapięć na plecach, bo to nie wygodne. Zapięcia z boku też tragiczne.
- półśpochy, czyli spodenki ze stopami. Nie rozumiem, po co dziecku rajstopki. Ani to ładne, ani chyba wygodne, bo obciska i trudno założyć. Za to półśpiochy - ideał! Spodenki, do których nawet skarpetek nie potrzeba ;)
- sweterki. Przydatne, aby dogrzać, jak w domu chłodno, albo na wyjścia. I świetnie wchłaniają, co dziecko uleje lub wypluje. Wystarczy wtedy zmienić sweterek, zamiast przebierać całe dziecko.
- kombinezony wyjściowe. No cóż, jest zima, więc zakładamy na każdy spacer ;)
- kaftaniki lub koszulki. Mniej praktyczne od body, ale przydają się do niektórych kombinacji strojowych. A zwłaszcza do pieluch typu gatki lub longi, na które raczej nie zapina się body, bo brzydko. Longi przepięknie komponują się z ładnymi koszulkami. Ostatnio kupiłam małe golfiki rozpinane w całości na plecach, dłuższe od standartowej koszulki. Na przecenie w KIABI. Dla trzymiesięcznego dziecka to całkiem wygodny strój, a do gatek w sam raz.
- Pieluszki wielorazowe. O tym już pisałam i będzie osobny wpis, a być może więcej wpisów. W każdym razie mam, używam, polecam :)
- zabawki. Noworodek nie potrzebuje zabawek, bo się nie bawi. Dlatego też mój nie miał nic, oprócz mini karuzelki nad łóżkiem (zwierzątka z Ikea), oraz kontrastowych obrazków w książeczce, którą mu pokazywałam. Na łóżeczku zawiesiłam pozytywkę z melodyjką, ale na początku rzadko ją puszczałam. Z czasem dostaliśmy różnych pluszaków, gryzaków, kupiłam małe grzechotki, nawet mamy żyrafę Sophie (dostaliśmy na testy). Wszystko to czekało lub nadal czeka, aż mały do tego dorośnie. Z jedną z paczek z ubrankami dostaliśmy też trochę zabawek po dziecku znajomej. Co można - wyprałam, resztę dezynfekuję wrzątkiem. Aktualnie Malutki ma 3 miesiące i zaczyna się bawić miękkimi grzechotkami, więc zmontowałam mu matę z wisiadełkami na pałąkach, ma tam małą kolekcję grzechoczących zabawek i zaczyna świadomie sięgać do nich łapką. Kupiłam mu na "trzymiesięcznicę" 2 zabaweczki: miękką kontrastową książeczkę i pluszako - wisiadełko - grzechotkę, która zawisła nad matą (oba polskiej marki Mom's Care). Bawi się tym. Korzystaliśmy też z dostanej karuzelki z pozytywką. Potrafiło go to zająć, jak miał 2 miesiące.
- butelka do karmienia. OK, karmię piersią. Ale butelka jest częścią zestawu z laktatorem, czyli magią zapewniającą matce wolność. Chcę wyjść z domu bez dziecka? Trzeba ściągnąć pokarm i zostawić tatusiowi. Działa. Rzadko, bo rzadko, ale korzystamy.
- kosmetyki. Wierzcie lub nie, ale moje dziecko prawie nie korzysta z kosmetyków. Mamy tylko mydełko do kąpieli (z Rossmanna, podobno ma świetny skład) i bezwodny krem do twarzy na spacery (bo zima i w ogóle), czyli krem na każdą pogodę Nivea Baby, też polecany na srokao.pl ze względu na skład. A reszta? Jest milczeniem ;) Reszty po prostu nie potrzebujemy. Wolność! Więcej napiszę o tym w poście o pieluszkach.
- chusta do noszenia. Był okres, że potrzebowałam bardzo. Już szukałam, gdzie kupić i po ile. Dostałam od przyjaciółki <3. Przez pewien czas Malutki miewał coś w rodzaju kolek, często płakał i był nieodkładalny, a ja nie miałam siły go tyle nosić. Chusta załatwia sprawę. Już mu przeszło, ale myślę, że chusta jeszcze nam się przyda, tym razem na wyjścia. Na razie jest zimno a ja nie mam odpowiedniej kurtki, ale zaczynamy zdobywać nowe miejsca ;)
- książeczki. Jeszcze o tym napiszę w osobnym poście, ale moje dziecko ma kolekcję książeczek. Wierszyki, bajeczki - czytam mu :)
- plecako\torba na wózek. Sama bym sobie czegoś takiego nie kupiła. Wychodziłam z minimalistycznego założenia, że wystarczy mi torba dołączona w komplecie do wózka. Jednak tę wygrałam. W ciąży brałam udział w rozmaitych konkursach, bo prasa "mamuśkowa" polecała to, jako możliwość potanienia wyprawki. Jak to mówią "żeby wygrać, trzeba grać". No i wygrałam. Torbo-plecak Joissy. Właściwie jest tak, jak napisałam w zgłoszeniu konkursowym. Ten model jest dla mnie praktyczny, bo to nie tylko torba, ale także plecak. Można go zawiesić na wózku, można nosić jako torbę, a ja noszę jako plecak. Na codzień zamiast torebki damskiej też noszę plecak. Mały. Jak wychodzę z dzieckiem, biorę ten. Pomieści arsenał potrzebnych rzeczy i ma nawet matę do przewijania w zestawie. Wypróbowany w przychodni, w samochodzie, w kinie - sprawdza się. A na zwykłe spacery używamy torbę dołączoną w zestawie do wózka ;)
- leki / szczepienia. Temat rzeka. W każdym razie powinno się dziecku suplementować witaminę D, więc robimy to. Na początku miał też maść zapisaną przez pediatrę na odparzenie bakeryjne. Mamy to już za sobą. A skoro szczepienia są obowiązkowe, wybraliśmy te, w których jest mniej syfu. Więc płacimy.
Co nam się nie sprawdziło, lub nie jest nam potrzebne:
- leżaczek do wanienki. Dostaliśmy to "w spadku" i przekażemy dalej. Dla nas zupełnie niepraktyczne. Łatwiej wykąpać dziecko bez tego.
- niania elektroniczna. - Nie mieliśmy. Raz, jak zeszliśmy w święta do teściów, a Malutki spał na górze, zmontowaliśmy pseudo-nianię z telefonów komórkowych. Tylko ten jeden raz i to bez niani.
- kremy do pupy i chusteczki nawilżane. Przy pieluchach wielorazowych żaden krem nie jest potrzebny. A chusteczki zastąpilismy naparem z rumianku i zestawem myjek z pociętej flaneli. Ta daam!
- smoczek. Jeden miałam gratis do butelki. Na początku go nie podawałam, bo ponoć dziecko karmione piersią nie powinno korzystać ze smoczka do 6 tygodnia życia. A potem... nie potrzebowałam. Malutki i tak nie chciał go ssać. Nędzna imitacja piersi. Wypluwał! Smoczek nam w niczym nie pomógł, a teraz, widząc, co Malutki potrafi z nim zrobić (wypluć natychmiast po wsadzeniu do ust i odmawiać wszelkich prób podania mu smoczka), na pewno nie kupię kolejnego.
- nierozpinane body na rozmiar 56. Malutki urodził się spory, 56 nosił w zasadzie tylko w szpitalu. I tylko ubranka rozpinane. Nierozpinanych body nie założyłam mu ani razu, bo nie ma tego jak ogarnąć przy noworodku. Nosimy je dopiero teraz (rozmiar 68). Te, co miałam kupione chyba komuś oddam.
